Cześć koledzy.
Sezon zimowy w tym roku stosunkowo szybko nas opuścił, lodu na niektórych zbiornikach nie było już pod koniec lutego i taką właśnie miarą, czyli nie temperaturą wody, a brakiem pokrywy lodowej- mierzę początek sezonu karpiowego. Trudno liczyć na duże sukcesy przy temperaturze wody 4 stopnie, ale instynkt łowcy karpiowego nie pozwala
mi w tym okresie dłużej przesiadywać w domu.
Pierwsza krótka zasiadka na SS z bratem nie przyniosła nam żadnego brania, ale z każdym dniem temperatura wody podnosiła się i pierwsze karpie łapane przez kolegów gościły już na matach. Zaplanowaliśmy z chłopakami z naszego teamu pobyt weekendowy na SS, a ja z powodu możliwości czasowych wyruszyłem już w niedzielę. Po dotarciu, rekonesans łowiska przynosi bardzo dobre info, w ciągu dwóch dób chłopacy pomimo spinek mają 9 brań, to jak na tą porę roku zdecydowanie dobrze nastrajające informacje. Biorąc pod uwagę, że przede mną tydzień łapania ze spokojem podejmuję decyzje umiejscowienia zestawów tak, żeby z czasem mieć możliwość kombinacji .Obóz rozbity, zestawy w wodzie i do wieczora totalny spokój (sam na łowisku).
Godzina 2.20 w nocy pierwszy odjazd i piękny, pierwszy mój karp tego roku w podbieraku. Po tarowaniu 10.8 kg.
Kładę się spać i równo o piątej rano kolejne, delikatne branie i niestety brak kontaktu z
rybą. Odkładam kij, a tu kolejny krótki odjazd w drugim łowisku i niestety również bez kontaktu z rybą. Pierwsza doba i trzy brania – więc zaczęło się super. Niestety przez kolejne trzy doby ostro spadającego ciśnienia, nie doczekałem się nawet jednego „pika”. Takimi informacjami dzielę się z moimi kompanami, Rafałem, Heniem i Andrzejem, którzy pełni zapału docierają w czwartek rano na łowisko. Wędki do wody, obozowisko powiększone, pierwsze wnioski chłopaków i przemyślenia i czekamy na brania.
O godz. 15.40 na moim zestawie krótkie pik, pik i 7.7 kg na macie.
Ryba nie powala wagą, ale każde branie po kilkudniowej przerwie cieszy. Kolejne branie około 18 godz. przypadło Andrzejowi, piękny „kaban” na kiju, ale niestety nie doszło do ważenia, bo przy samym brzegu ryba wypięła się, tak też czasem bywa. Chłopacy swoim przyjazdem trafili na dobę intensywności pobierania pokarmu przez karpie, bo jeszcze przed północą Heniu przycina pięknego karpia, który okazał się jego życiówka,11.8 kg i radość kolegi na maksa.
Noc do rana minęła w spokoju, a o godzinie 9.45 kolejny karp wylądował przed obiektywem,12.2 kg.
Tego dnia jeszcze o 18.30 dostałem małego karpika 5.4 kg i to było moje ostatnie spotkanie z karpiem na tej tygodniowej wyprawie.
Z piątku na sobotę wieczorem, przed kolejnym spadkiem ciśnienia, Rafał zalicza delikatne branie. Niestety ryby nie udało się zapiąć, a w nocy Andrzej doławia karpia około 5-6 kg. To była ostatnia ryba tej wyprawy, ale dodać trzeba, że jak na dwukrotny spadek ciśnienia w łącznym wymiarze 45 hpa, to przez cały tydzień łapania wczesną wiosną, przy temperaturze 8-9 stopni przy powierzchni,11 brań to i tak moim zdaniem całkiem dobry wynik. Pozdrawiam wszystkich karpiarzy z krwi i kości i serdecznie zapraszam na zmierzenie się z karpiami ze Starego Stawu, bo to bardzo urokliwa woda warta poznania.
Przemek Nowak