Przyszła wiosna i czas na nasze piękne hobby -wiec nie czekając na cieplejszą porę, wraz z bratem Rafałem ruszyliśmy na pierwsze podboje wody karpiowej. Niestety nie mieliśmy specjalnie ciekawych min, bo po trzech dobach siedzenia nad wędkami ja wróciłem bez pika, a Rafał otworzył swój sezon karpiem czterokilowym…
Następny wyjazd zaliczyłem 26 marca. Kolejne trzy doby siedzenia nad wodą i w efekcie nocą wylądował na macie mój pierwszy tego roku wiosenny karp 13.5kg
Niestety to było wszystko, ale widać, że miśki dopiero zaczynają się ruszać. Temperatura wody na głębokości 3.5 metra wahała się w okolicach 8 stopni, więc pierwsze ciepłe dni i wiaterek wymieszał już głębsze partie wody. Tą informacją zakończyłem zasiadkę z nadzieją na kolejne wypady.
Po prawie trzech tygodniach oczekiwań i śledzenia wpisów opiekunów wody, drugiego kwietnia wybrałem się nad wodę do Oli – z nadzieją, że karpie żerują już na dobre. Nie myliłem się .W południe zameldowałem się nad wodą, a dwie godziny po wywiezieniu zestawów pierwszy misiek z wagą 8.2kg wylądował przed obiektywem.
Tak szybkie branie optymistycznie nastawiłoby każdego karpiarza. Zestaw ląduje w wodzie i o godz. 21 kolejny piękny i jak się później okazało największy karp zasiadki – ląduje na macie. Waga pokazała równe 15 kg.
Małą godzinkę później na środkowym kiju – delikatne piki.. zacinam i po długim holu ryba spina się 20 m od brzegu! Szkoda, bo hol był bardzo fascynujący , a ryby niestety nie miałem okazji zobaczyć. Mijają kolejne dwie godziny i ponowny odjazd na tym samym zestawie. Tym razem waga karpia po wcześniejszym tarowaniu to 11.8kg
Puszczam karpia odprowadzając go wzrokiem do głębszych partii wody. Ach, co to za wspaniałe uczucie! Namawiam przy tej okazji wszystkich do właśnie tylko i wyłącznie takiego traktowania naszych pociech… Mija godzinka i kolejne branie – delikatne tym razem, ale instynktownie decyduję się na zacięcie. Niestety, po kilku metrach ryba spada z haczyka i wtedy definitywnie decyduję się na przezbrojenie zestawu.Nie dają miśki pospać ,ale w końcu po to jeździmy nad wodę żeby napawać się tą wspaniałą pasją! Nad ranem zaliczam kolejne dwa karpie 10.8kg
oraz 10.2kg
Kończę noc zmęczony, ale bardzo szczęśliwy! W końcu nie często w ciągu doby zaliczamy siedem brań.
Dzień mija na obserwacji łowiska i regeneracji sił z pełnym nastawieniem na kolejna noc. Tego dnia poznaję kolejnych wspaniałych kolegów – opiekunów łowiska: Macieja Szalczyka i Macieja Ważydrąga. Wymieniamy swoje doświadczenia i z nadzieją na brania oczekujemy nocy. Od wieczora siedzę przy kijach, ale branie następuje.. Dopiero o północy, piękny karp 14.8kg cieszy moje oczy.
Jak się później okazuje, to ten sam karp, którego Maciej vel Pelikan, wyciągnął w „Dniu Karpiarza”, czyli pierwszym dniu wiosny na stawie u naszej szefowej, Oli.
Zestaw ponownie wywieziony i o trzeciej młody karpik 4kg ląduje w podbieraku. Mały bo mały, ale branie cieszy, bo to oznacza ciągłe zainteresowanie zanętą w łowisku. Kładę się do namiotu i po dwugodzinnej drzemce dźwięk centralki stawia mnie na równe nogi! Piękny odjazd i długi hol, karp ważył 8.6kg i był specyficznie rozjaśniony, nazwałem go „Albin” .
To była ryba dnia, miała w sobie tyle siły, że podczas holu bylem przekonany że mam do czynienia z niemalże „życiówką”! Albinos odbijał dobre dziesięć razy wyciągając po 10-15 metrów żyłki i nie dając się podprowadzić pod powierzchnię. Trochę rozczarował wagą, ale to najbardziej emocjonujący hol na tej wyprawie. Ryba, jak każda inna, wróciła w dobrej kondycji do wody. Tak minęły dwie doby zasiadki i chociaż trzecia doba nie przyniosła żadnego nawet pika – bylem szczęśliwy tak pięknym wyjazdem i przekonany, że niebawem ponownie odwiedzę moje ulubione łowisko.
Serdecznie pozdrawiam kolegów i zapraszam na SS, bo na prawdę to woda z charakterem…
Przemek Nowak